Poznaj kogoś Suppi - Marek Męczyński

Zdjęcie posta

Marek Męczyński – aktywista, apostata, społecznik. O prawach człowieka, migracjach i sile zwykłych gestów. Poznajcie człowieka, który nigdy nie przechodzi obojętnie.

W naszym cyklu Poznaj kogoś Suppi przybliżamy osoby, które nie tylko działają społecznie, ale robią to z głębokim przekonaniem, że warto – mimo trudności, mimo hejtu, mimo braku wsparcia instytucji. Tym razem rozmawiamy z Markiem Męczyńskim – aktywistą, społecznikiem, osobą zaangażowaną w działania na rzecz praw człowieka, spraw migracyjnych i świeckiego państwa. Marek opowiada o tym, co go napędza, co boli, gdzie widzi nadzieję i dlaczego nie wyobraża sobie, by mógł stać z boku, gdy dzieje się krzywda. To rozmowa o odwadze – tej codziennej, cichej, i o determinacji, która bierze się z troski o drugiego człowieka.

 

Co skłoniło Cię do zaangażowania się w ruchy obywatelskie, takie jak Obywatele RP i Męskie Wsparcie Strajku Kobiet?

Marek: Od zawsze bliskie mi były kwestie równości, tolerancji i praw obywatelskich. Od początku uczestniczyłem w protestach kobiet organizowanych przez OSK (ale także w Marszu Równości, protestach o Wolne Sądy, Prokuraturę i Media), stąd określenie Męskie Wsparcie Strajku Kobiet, co jest raczej wyrażeniem własnej postawy i wsparcia dla ruchów PRO-CHOICE, gdyż formalnie żadna taka grupa nie istnieje (a przynajmniej ja o niej nie słyszałem). Z przedstawicielami ruchu Obywatele RP zetknąłem się dzięki Social Mediom (choć słyszałem o nich już wcześniej), i za zaszczyt uznałem możliwość formalnego do nich dołączenia. Co mnie do tego skłoniło? Ogrom nierówności i niesprawiedliwości wobec różnych grup mniejszościowych, który widzę tak w Polsce, jak i na świecie - i niemożność przejścia wobec tego obojętnie.

 

Jakie wyzwania napotykasz w codziennej działalności na rzecz praw człowieka i demokracji w Polsce?

Marek: Jest to przede wszystkim panująca w kraju znieczulica na wszystkie problemy, które nas osobiście nie dotyczą oraz coraz silniej objawiający się populizm i nacjonalizm, które prowadzą do wzrostu zachowań wykluczających mniejszości. Ludzie niechętnie przyjmują do wiadomości, że naruszenie praw innych jest zagrożeniem także dla nich  - bo skoro można pewne prawa złamać dziś, to inne mogą być naruszone jutro.
 

Czy mógłbyś opowiedzieć o najbardziej pamiętnym wydarzeniu lub akcji, w której brałeś udział jako członek Obywateli RP?

Marek: Członkiem ruchu Obywatele RP jestem od niedawna, w dodatku nie mieszkam w Warszawie, Wrocławiu czy Kielcach  - gdzie jego członkowie działają najprężniej. Zdecydowanie zatem będzie to jedyne wydarzenie, w którym uczestniczyłem osobiście - protest pod Sejmem RP w dniu, gdy ten głosował niekonstytucyjną ustawę o zmianie ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP (potocznie zwaną ustawą o zawieszeniu prawa do azylu). Była to demonstracja niezmiernie dla mnie ważna ze względu na moją działalność w kwestiach migracji, a także możliwość poznania wielu osób "z mojej bańki", które dotychczas znałem tylko wirtualnie. Moja działalność, tak ze względu na miejsce zamieszkania, jak i stan zdrowia, skupia się głównie w Social Mediach oraz poprzez rozmowy i kontakty online.
 

Jakie znaczenie ma dla Ciebie bycie apostatą w kontekście Twojej działalności społecznej i politycznej?

Marek: Choć znam wielu przedstawicieli różnych religii - w tym chrześcijańskich (jak moi znajomi z różnych zgromadzeń protestanckich w Krakowie czy Łodzi), a nawet katolickich - jak przyjaciele z poznańskiej wspólnoty Sant`Egidio, to Kościół Rzymsko-Katolicki (do którego - jak większość Polaków zostałem zapisany jako dziecko) jako instytucja daleko odbiega - w mojej ocenie  - od swoich pierwotnych wartości. Dążenie do władzy, mieszanie się do polityki czy gromadzenie majątku nie mają z tymi wartościami nic wspólnego. Dochodzi do tego szczucie niektórych hierarchów na mniejszości - czy to narodowościowe, czy na społeczność LGBTQ+. Akt apostazji był moim sprzeciwem przeciwko tym wypowiedziom i działaniom, a także moim odcięciem się o treści głoszonych "w imię wspólnoty Kościoła" - nie chciałem być dłużej z tą wspólnotą identyfikowany.  Nie sądzę jednak, by miało to szczególny wpływ na moją działalność. Myślę, że gdyby Kościół pozostał wierny swoim wartościom, to robiłbym to, co robię, pozostając jego członkiem. Przypomnę bowiem, że apostazja nie jest wyrzeczeniem się wiary, a jedynie zerwaniem związków z instytucją uzurpującą sobie wyłączne prawo do jej interpretowania.


W jaki sposób Twoje doświadczenia z działalności w POPH wpłynęły na Twoje postrzeganie kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej?

Marek: To był prawdziwy przeskok w sposobie myślenia. Wcześniej znałem sytuację w Usnarzu i na granicy wyłącznie z mediów. Później zacząłem oglądać kanał Piotra Czabana "Czaban robi raban" i wspierać go na Patronite. Kilka komentarzy, kilka rozmów i się zaprzyjaźniliśmy. To Piotr zachęcił mnie do wstąpienia i zarekomendował w POPH. Dzięki pracy na stanowisku operatora numeru alarmowego poznałem prawdziwą sytuację na granicy. Spotkałem się z tysiącami historii - często dramatycznych. Zainteresowałem się sytuacją w krajach pochodzenia migrantów i uchodźców oraz polską i europejską polityką migracyjną, które są prowadzone fatalnie.  Zdobyłem tu ogromne doświadczenie, które teraz wykorzystuję w różnych sytuacjach i kontaktach.

 

Jak oceniasz rolę mediów społecznościowych w mobilizowaniu społeczeństwa do działania na rzecz praw człowieka i demokracji?

Marek: Przy braku zainteresowania tymi tematami tzw. mediów głównego nurtu (chwalebnymi wyjątkami są tu TOKfm, Krytyka Polityczna, OKO.press i Wyborcza Białystok) media społecznościowe są obecnie głównym kanałem wymiany informacji oraz mobilizowania się do wspólnych działań. Powstają w nich niezależne kanały informacyjne i grupy, poruszające tę tematykę, jak wspomniany już kanał "Czaban robi raban" czy cykliczna, cotygodniowa audycja "Granice Polskie"  prowadzona przez "Radio WolnaPL" na platformie X. Dzięki różnym aplikacjom, takim jak Signal, WhatsApp czy Messenger ludzie tworzą grupy wsparcia dla siebie i innych, zaś dzięki platformom takim, jak Patronite czy Suppi mogą zdobyć środki na swoją działalność społeczną, edukacyjną czy charytatywną.

 

Jakie znaczenie ma dla Ciebie wsparcie finansowe od osób wspierających Cię na Suppi? Czy wpływa ono na zakres Twojej działalności?

Marek: Zdecydowanie wsparcie takie jest nie do przecenienia. Jestem rencistą, stan mojego zdrowia nie pozwala mi na podjęcie jakiejkolwiek pracy fizycznej, a ze zdalną przy komputerze jest różnie. Ostatnio moja organizacja straciła źródła finansowania (jak zresztą wiele organizacji tego typu) i została mi jedynie renta ZUS, a wiemy, na ile ona starcza... To dzięki pierwszym moim darczyńcom z Suppi mogłem pojechać na ostatni zjazd i rozdanie dyplomów w Szkole Praw Człowieka organizowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka, gdyż otrzymane wpłaty pozwoliły mi na opłacenie podróży i noclegu.
 

Czy dostrzegasz zmiany w postawach społecznych wobec ruchów obywatelskich na przestrzeni ostatnich lat?

Marek: Zdecydowanie tak, i nie są to zmiany na lepsze. Pod rządami Zjednoczonej Prawicy organizacje tego typu - uważane za "lewackie" - były często pomijane podczas przyznawania rządowych grantów. To budziło wzrost zainteresowania społeczeństwa takimi inicjatywami, jak Wolne Sądy, Wolne Media czy Tour de Konstytucja. Po Usnarzu także organizacje wspierające migrantów cieszyły się dużym wsparciem opozycyjnych polityków oraz części społeczeństwa przeciwnych rządom ZP. Niestety, po wyborach narracja dawnej opozycji diametralnie się zmieniła, i ponownie zostaliśmy "skrajnie proczłowieczymi odklejeńcami". Za przykładem polityków poszła też część ich wyborców (których ja nazywam raczej wyznawcami). Okazało się, że hasła takie, jak Konstytucja, Prawa Człowieka, praworządność i wolności obywatelskie dla niektórych (większości?) były tylko narzędziem do przejęcia włazy, które, po użyciu, można wyrzucić.

 

Jakie są Twoje największe sukcesy i porażki w działalności społecznej? Czego Cię one nauczyły?

Marek: Za swój największy sukces zdecydowanie uważam zakwalifikowanie się (jako jeden z 35 uczestników na ponad 400 zgłoszeń) i ukończenie wznowionej po latach Szkoły Praw Człowieka organizowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka. Było to niezwykłe doświadczenie, możliwość zdobycia cennej wiedzy i umiejętności dzięki świetnie dobranym prelegentom i wspaniale prowadzonym warsztatom, a przede wszystkim okazja do poznania cudownych ludzi, zaangażowanych w różne formy działania na rzecz Praw Człowieka - od migracji i praw kobiet, przez OzN i edukację prawną po kwestie klimatyczne. Mam nadzieję, że znajomości te zaowocują wspólnymi działaniami i projektami.
Porażek było znacznie więcej - każda akcja, w której ratownikom wysłanym przeze mnie nie udało się dotrzeć do potrzebujących, każda informacja o kolejnej wywózce za płot czy zawróceniu z przejścia granicznego są odbierane przeze mnie jako porażki. Do tego całkowity brak wpływu na proces legislacyjny  - brak wysłuchań publicznych (jedno zorganizowana post factum, drugie na dzień przed głosowaniem komisji, do tego całkowicie przez tę komisję zignorowane) to porażki nie tylko moje, ale całego demokratycznego państwa. Jak możemy mówić o Praworządności, przywracaniu wartości konstytucyjnych i europejskich, gdy Sejm i Senat - ignorując nie tylko opinię NGOs, ale również samorządów prawniczych (Naczelnej Rady Adwokackiej i Krajowej Izby Radców Prawnych) oraz Biur Legislacyjnych obu Izb - które jednogłośnie uznały ustawę "o zawieszeniu prawa do azylu" za niekonstytucyjną i naruszającą zobowiązania międzynarodowe - przyjmują taką ustawę z powodu partyjnych interesów. Chyba za swoją największą porażkę w tej dziedzinie uznaje zbyt dużą ufność w obietnice przedwyborcze obecnie rządzącej koalicji. Jakie z tego wnioski? Chyba najlepszy będzie tu cytat z mistrza Wojciecha Młynarskiego - Róbmy swoje. Bez względu na to, jak dziś nas nazywają niegdysiejsi sojusznicy, bez względu na próby kryminalizacji naszych działań, bez względu na groźby ze strony nacjonalistycznych ugrupowań - trzeba walczyć o te prawa dla wszystkich, bo to one są podstawą demokracji i sprawiedliwości.
 

Jakie masz plany na przyszłość w kontekście swojej działalności społecznej i politycznej?

Marek: O działalności politycznej nie myślę wcale. Dawno temu próbowałem działać w tym środowisku, i stwierdziłem, że w polityce nie ma dla mnie miejsca. Wszystko tam opiera się na partykularnych interesach poszczególnych grup i frakcji  - nawet w ramach jednego ugrupowania - to nie dla mnie. Skupię się na działalności społecznej.
 

Marek: Dzięki poznanym ostatnio ludziom rysuje się kilka kierunków działania, rozmawiamy o nowych inicjatywach ( jeszcze za wcześnie, by przestawiać je szerszemu gronu). Nie zaprzestanę również działać z bezpośrednią pomocą dla migrantów i uchodźców, choć dziś bardziej myślę o pomocy tym, którzy już są w Polsce - w przejściu procedur, aklimatyzacji i integracji. Działania w terenie pozostawiając odporniejszym i zdrowszym. Na szczęście w POPH są już godni następcy na moje miejsce. Myślę, że w najbliższym czasie będę miał co robić, o ile zdrowie i środki na to pozwolą. Dlatego bardzo liczę na wsparcie społeczności Patronite i Suppi.
 

Jakie rady dałbyś osobom, które chcą zaangażować się w działalność na rzecz praw człowieka i demokracji, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Marek: Przede wszystkim - dokonując kompilacji słów dwóch wielkich ludzi: Mariana Turskiego i Władysława Bartoszewskiego - "Nie bądźcie obojętni, a jak nie wiecie, jak się zachować - zachowajcie się przyzwoicie". Walka o godność  i prawa człowieka zaczyna się od małych gestów.
Reagujcie, gdy ktoś w autobusie wyzywa ciemnoskórego chłopca. Stawajcie w obronie ukraińskiej sprzedawczyni w Żabce, którą ktoś atakuje. Pomóżcie dziewczynie, którą ktoś wyzywa i próbuje wyszarpnąć tęczową torbę  - choćby poprzez nagranie incydentu i zawiadomienie Policji. Protestujcie wobec każdej niesprawiedliwości.
Zacytuję tu wiersz pastora Martina Niemöllera z 1946 r.

"Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować."

Starajcie się, aby miał kto protestować, kiedy przyjdą po Was.
 

 

"Nie bądźcie obojętni" – powtarza Marek słowa Mariana Turskiego. Bo – jak sam mówi – prawa człowieka zaczynają się od reakcji na to, co wokół. Od gestów, słów, obecności. I choć często działa zdalnie, przez sieć – jest wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Jego historia pokazuje, że każdy z nas może zrobić coś dobrego – jeśli tylko się odważy. A wsparcie – choćby symboliczne – naprawdę ma znaczenie.

 

☕ Pomóż Markowi w walce z nierównościami klikając tutaj!

 

Chcesz poznać więcej inspirujących historii? Śledź nasze profile na Facebooku i Instagramie, by być na bieżąco z nowymi wywiadami i nie przegapić niczego wyjątkowego!

Komentarze (0)