Poznaj kogoś Suppi - SuperTata.tv

10 lat SuperTATY to podróż pełna wyzwań, zmian i wyjść z sieci do rzeczywistości. Jak ta dekada wpłynęła na ojcostwo autora? Poznaj historię, która ukazuje piękno i trud codziennego rodzicielstwa.
Minęło już 10 lat, odkąd powstał SuperTATA — projekt, który miał być tylko internetowym pamiętnikiem, a stał się przestrzenią dla inspiracji i rodzicielskich przemyśleń. Autor odważnie dzielił się wzlotami, trudami i lekcjami z codziennego życia ojca pięciu córek. Z czasem jego historia przeniknęła poza ramy wirtualne, dotykając spraw społecznych, takich jak równouprawnienie, zdrowie psychiczne dzieci czy edukacja domowa. W tej dekadzie narodziła się opowieść, która wciąga, inspiruje i zmienia spojrzenie na rodzicielstwo.
Który moment przez tę dekadę najmocniej zapadł Ci w pamięć? Czy było coś, co odmieniło sposób, w jaki patrzysz na rodzicielstwo?
SuperTATa: Trudno wskazać jeden wyjątkowy moment, bo przez dekadę wyjątkowych momentów było wiele. Ale jeśli miałbym spiąć je jednym kluczem, to wszystkie charakteryzowało wyjście z online'u do offline'u. Bo przecież SuperTata powstał jako projekt internetowy i wcale nie zamierzałem go analogizować. To miała być taka pisanina głównie dla siebie, a jeśli przy okazji z pożytkiem dla innych, to proszę bardzo - korzystajcie! Tymczasem dość szybko okazało się, że mój głos dociera do wielu różnych uszu. Zaproszono mnie na jeden z finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy po wpisie, w którym podzieliłem się własnym spojrzeniem na polsko-polski konflikt Caritas czy WOŚP (w sumie "why not both"?). Potem wziąłem udział w Pytaniu na śniadanie wraz z całą rodziną. Jeszcze później zaproszono mnie do Polskiego Radia Dzieciom najpierw jako gościa, a po jakimś czasie zaproponowano prowadzenie własnej audycji, co zresztą robię do dziś. Tego wszystkiego nie planowałem, to wydarzyło się niezależnie ode mnie, choć przecież dzięki mojej internetowej aktywności. A jak to wpłynęło na moje rodzicielstwo? Diametralnie! Bo wystawienie rodzicielstwa na widok publiczny sprawiło, że poddałem je ocenom innych i tych ocen z zaciekawieniem słuchałem. Szczęśliwie mam bardzo uważnych i empatycznych odbiorców, którzy jeśli już krytykują, to konstruktywnie, za co jestem im niezmiernie wdzięczny!
"Słaby tata, który chce być super" – Jak ta myśl ewoluowała przez lata? Co dziś oznacza dla Ciebie „bycie super tatą”?
SuperTATA: Z tym mottem wiąże się pewna anegdota. Otóż moim pierwszym hasłem było "Rodzicielstwo z uśmiechem", które dość szybko uznałem za wprowadzające w błąd. Bo rodzicielstwo owszem, bywa z uśmiechem, ale równie często - a może nawet częściej! - doświadczamy w nim trudu, frustracji, smutku, rozpaczy, bezsilności itd. Sukcesy, których zapewne nie brakuje, okupione są ciężką pracą na najtrudniejszej materii we wszechświecie: żywym człowieku, który jest odrębnym bytem. Dlatego już po tygodniu zmieniłem je na zdanie o słabym tacie, który chce być super i które to motto towarzyszy mi do dziś. Bo ono jest nieustannie aktualne choćby dlatego, że nawet jeśli dzisiaj w jakimś aspekcie osiągnę poziom ekspercki, to przecież moje dzieci już jutro będą starsze o jeden dzień. Wczorajsze bycie super stanie się więc tylko wspomnieniem, bo przede mną pojawią się nowe wyzwania. Ta świadomość zmienności, ewoluowania i dojrzewania dzieci sprawia, że granica bycia super nieustannie się przesuwa. No i dobrze! Dzięki temu nie ma czasu na zakładanie kapci i zapadanie się w fotelu z pilotem w dłoni. Trzeba wstać i działać. I to właśnie w tym wszystkim jest super!
Jak wpłynęło to na Twoje postrzeganie ról płciowych i równouprawnienia?
SuperTATA: Ciekawe pytanie, na które trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Bo od początku wiedziałem, że niezależnie od tego, jakiej płci będzie nasze dziecko, to nie będę mu programował życia według jakichś klasycznych wytycznych. Może dlatego, że sami dorastaliśmy w czasach, w których dzieci i ryby głosu nie miały, co do dzisiaj odbija się czkawką w życiu wielu osób np. brakiem decyzyjności, kreatywności czy sprawczości. Mnie zależało na tym, by moje córki te kompetencje w sobie miały, a tego nie da się w dzieci "wprogramować" niczym w Matrixie. To się wypracowuje w procesie dorastania do samodzielności, który od początku zakłada wolność wyboru. Trudne, ale i fascynujące wyzwanie!
Co prawda sam jestem fanem klasycznie rozumianych rodzin, w których dzieci mają nie tylko mamę i tatę zaangażowanych w wychowanie, ale też wspierającą wioskę dookoła. Natomiast nie jestem ślepy i wiem, że takie modele rodzin zaczynają być rzadkością. Coraz więcej jest samotnych rodziców albo rodzin patchworkowych. Albo rodzin złożonych z mamy i babci, bo tata jest wielkim nieobecnym. Siłą rzeczy rośnie pokolenie, które musi nabywać umiejętności radzenia sobie we wszystkim niezależnie od tego, kto jakiej płci jest. A z możliwościami realizacji tego bywa różnie i wciąż nierówno.
Nie jestem jednak typem aktywisty, który staje na czele manifestacji i prowadzi za sobą tłum żądający zmian. Raczej wypracowuję zmiany w spokojnych i merytorycznych dyskusjach prowadzonych na konferencjach czy w zaciszach gabinetów. Stąd moje zaangażowanie w ostatnim czasie w prace różnych zespołów parlamentarnych, do których zostałem zaproszony jako SuperTata. To kolejny przykład tego mojego wychodzenia z internetu w słusznych sprawach.
Czy było coś, co przerosło Twoje oczekiwania? Jakie przeszkody zaskoczyły Cię najbardziej?
SuperTATA: Trochę zaczynam nie nadążać za rozwojem technicznym - momentami to mnie przerasta. Niby wciąż utrzymuję się na powierzchni, ale widzę, że będzie coraz więcej miejsc w sieci czy aplikacji, w których się nie odnajdę. Pierwszą taką przeszkodą okazał się Snapchat, który odinstalowałem po jakiejś dobie. To było kompletnie obce mi środowisko. Z ostatnich nowinek spróbowałem zaprzyjaźnić się z BeReal - zupełnie mi nie siadło. Początkowo miałem też problemy z Music.ly, a później z TikTokiem, ale tu pomogła mi córka, która na spokojnie przeprowadziła mnie przez proces powstawania rolek. Pierwszą nagraliśmy zresztą wspólnie. Dzisiaj lubię się z tą formą ekspresji, choć dostrzegam również wiele jej słabości, choćby pobieżność przyjmowania treści czy trudność w konsumpcji dłuższych form. Ostatnio częściej z TikToka uciekam niż w nim tworzę, a nawet jeśli tam przebywam, to i tak wykorzystuję niewielki procent jego możliwości. Podobnie mam z Discordem, w którym młodzi śmigają, a dla mnie to jakiś przeogromny kombajn, którego funkcjonowania nie śmiem nawet próbować ogarnąć. Czy to już starość? A może po prostu nie musimy korzystać z wszystkiego, wszędzie, naraz.
Czy w ciągu tych lat spotkałeś się z reakcją, która szczególnie Cię poruszyła?
SuperTATA: Ha! Wielokrotnie. Ale to wcale nie były spotkania z wielkimi tego świata, choć miło jest usłyszeć od osoby z pierwszych stron gazet, że mnie czyta. To zawsze były drobne rzeczy. Pamiętam, że po audycji o mutyzmie wybiórczym napisała do mnie osoba, która postanowiła posłać swoje dziecko na diagnozę, bo spełniało wszystkie przesłanki, że taki mutyzm ma. Albo gdy jeden z ojców podziękował na priv za to, jak ja o ojcostwie opowiadam, a potem podzielił się na swoją historią - wniosek był taki, że gdyby czytał mnie wcześniej, być może ocaliłby swoją rodzinę.
To są takie momenty, w których najpierw milkniesz, chcesz się zaszyć w pokoju i przez dłuższy czas nie wychodzić, bo czujesz odpowiedzialność za każde słowo, które wrzucasz do sieci. Mało kto jest w stanie to tak po prostu udźwignąć. A po jakimś czasie wracasz do publikowania, bo czujesz ogromną siłę jako twórca. To już nie jest tylko jakaś tam pisanina - masz ogromny wpływ na decyzje konkretnych ludzi. Wow!
Co ważne, ta siła w ogóle nie jest związana z zasięgami. W ogóle! Ja jestem raczej kameralnym twórcą, nie znajdziesz mnie na influencerskich topkach. A jednak zmieniam świat na lepsze, nawet jeśli są to tylko - albo raczej aż! - światy pojedynczych osób.
Zaczynałeś od bloga, teraz tworzysz treści na wielu platformach. Które medium stało się dla Ciebie kluczowe i dlaczego?
SuperTATA: Nie wskażę jednego, bo każde lubię za coś innego, ale najwięcej czasu spędzam na Facebooku. To moje centrum dowodzenia. Tutaj piszę posty, które potem rozpowszechniam po innych social mediach, a także prowadzę grupy czy realizuję webinary. Ale już rolki lubię publikować najpierw na TikToku, a dopiero potem na pozostałych platformach. Relacje wrzucam na Instagram, a dopiero potem na Facebooka, choć za samym Instagramem nie przepadam - wolę słowo od obrazu. Podcasty trafiają najpierw na Spotify, ale rozrzucam je również po innych mediach. Generalnie staram się multiplikować te same treści w różnych miejscach, bo zauważyłem, że w każdym z nich mam nieco innych odbiorców. Rzadko są to ci sami ludzie.
Ostatnio ciekawą obserwację poczyniłem na LinkedIn. Przez lata miałem tam martwe konto, bo wydawało mi się, że to serwis stricte biznesowy. Co się tam będę pchał ze swoim parentingowym kontentem? Ale przełamałem się i od ponad roku regularnie wrzucam tam niemal wszystko: posty, zdjęcia, rolki czy realizuję webinary. Okazuje się, że wbicie się w tę bańkę z treściami rodzicielskimi zrobiło dobrze temu festiwalowi biznesowych sukcesów. Bo może i jesteś CEO, key account menagerem albo budujesz startup, ale jeśli jednocześnie jesteś rodzicem, to z tych wszystkich życiowych ról prawdopodobnie ta rodzicielska jest najważniejsza. Warto o tym ludziom przypominać.
Gdzie widzisz siebie jako superTATĘ za kolejne 10 lat?
SuperTATA: Pewnie będzie jeszcze za wcześnie na założenie SuperDziadka, bo najstarsza córka ma dopiero 15 lat. Na pewno muszę patrzeć na świat elastycznie, bo rzeczywistość nie stoi w miejscu, a zmiany przyspieszają. Trochę więc dalszy rozwój mojej działalności zależy od okoliczności, w jakich przyjdzie nam żyć. Rozmawiamy w kontekście dramatycznych raportów o spadającej dzietności. Może więc influencerzy parentingowi okażą się niepotrzebni i odejdą do lamusa? Ostatnio coraz częściej podpisuję się jako "influencer społeczny", bo poruszam sporo tematów spoza rodzicielskiej bańki. Sam zmagam się teraz w koniecznością opieki nad moją starzejącą się mamą, więc siłą rzeczy pojawiają się u mnie tematy senioralne. Taki kierunek wyznacza mi życie tu i teraz. Co będzie za 10 lat? Nie mam pojęcia, ale wiem, że będę to aktywnie komentował w sieci - o ile impuls elektromagnetyczny nie cofnie naszej cywilizacji do ery sprzed elektryfikacji.
Jak wsparcie i zaangażowanie społeczności superTATY wpływa na Twoją motywację do tworzenia? Czy zdarzyło się, że fani zainspirowali Cię do konkretnych działań lub treści?
SuperTATA: Nic dla nich bez nich - chyba tak bym to skomentował. Po prostu bez feedbacku od społeczności nie byłbym w stanie tworzyć aż 10 lat. Choć zaczynałem jako skromny tata piszący głównie dla siebie, to doświadczywszy swojej mocy jako twórca chcę kierować energię tam, gdzie mogę przepalać ją w dobrych sprawach. Czasami jest to konkretna osoba, która dzięki moim publikacjom zaczyna inaczej budować relację ze swoim dzieckiem: głębiej, uważniej, czulej. Innym razem to działalność w sprawach ważnych społecznie, np. zdrowie psychiczne młodych, walka z e-papierosami czy rozwój edukacji domowej - takie tematy też u mnie znajdziecie.
Wiele z nich podpowiedzieli mi moi czytelnicy. Ktoś zostawił komentarz lub napisał na priv, a mnie zapaliła się lampka i już - uruchamiam się i działam! To zajmuje sporo czasu, który mógłbym przeznaczyć na działalność komercyjną, ale przecież w ten sposób przyczyniam się do budowania lepszego świata dla moich córek. Wchodzę więc w takie akcje jak w masło. Na szczęście wsparcie fanów polega nie tylko na trzymaniu kciuków, ale też przekłada się czasem na wsparcie finansowe. Ono jest bardzo potrzebne, bo może i pieniądze szczęścia nie dają, ale zdecydowanie pomagają je realizować.
Czy praca nad superTATĄ pozwoliła Ci odkryć coś zaskakującego o ojcostwie? Czy jakieś lekcje szczególnie Cię ukształtowały
SuperTATA: Największym odkryciem jest chyba to, że ojcostwo jest procesem. To nie jest jak zdobycie jakiegoś certyfikatu czy tytułu profesora, który jest cezurą dzielącą życie na przed i po, potwierdzającą kompetencje człowieka i upoważniającą go do wygłaszania tez z odpowiednim przydomkiem na wizytówce. Gdy zaczynałem tworzyć w 2014 roku jako SuperTata, to wydawało mi się, że już coś o ojcostwie wiem, bo przecież byłem nim od pięciu lat, a w domu miałem cztery córki - to całkiem fajny mindset do zostania influencerem parentingowym. Ale dzieci szybko mi uświadomiły, że jedną rzeczą jest coś wiedzieć, a drugą jest to praktykować. Weryfikowałem więc swoje przekonania w zderzeniu z rodzicielską codziennością i dzieliłem się tym w mediach społecznościowych, czasami pisząc o porażkach.
To był zresztą jeden z gamechangerów w mojej twórczości. Gdy przełączyłem się z dawania dobrych rad na opisywanie zmagań z wychowawczą materią, to okazało się, że inni mają podobnie. A odbiorcy nie lubią fałszu, szybko go wyłapują, a potem rozliczają z niego twórcę. Możesz więc napinać mięśnie i udawać rodzicielskiego pakera, ale to będzie budowanie nieprawdziwego pomnika ze spiżu, na którym lubią siadywać gołębie w wiadomym celu. Poza tym z takim napompowanym ideałem trudno się identyfikować. Znacznie łatwiej z człowiekiem, który tak jak inni rodzice musi czasem pojechać z dzieckiem na SOR, posprzątać rozbity przez nie wazon czy przewinąć pieluchę, a jednocześnie w tym wszystkim szuka sensu i szczęścia. Któryż rodzic tak nie ma?
Jaką radę dałbyś rodzicom, którzy chcieliby podzielić się swoim spojrzeniem na rodzicielstwo w internecie?
SuperTATA: Bądźcie prawdziwi i nie udawajcie idealnych - niech wasi odbiorcy widzą nie tylko efekt, ale i drogę do niego prowadzącą. Nie podążajcie za trendami, ale kreujcie własne - powtarzalny internet jest nudny, więc zamiast kopiować sukcesy innych lepiej tworzyć swoje. Traktujcie z szacunkiem odbiorców i uważnie ich słuchajcie - i to w tej kolejności, bo dobro okazywane innym w końcu do człowieka wraca ze zwielokrotnioną siłą. Korzystajcie z mądrości własnych odbiorców, pytajcie, przyjmujcie dobre rady i wybierajcie z nich te, które mogą was zbudować - społeczność, która czuje się zaopiekowana przez twórcę, chce budować z nim pogłębione relacje, wspiera go i staje się inspiracją do tworzenia nowych treści. Gdzieś na koniec dnia każdy z nas chce być po prostu szczęśliwym człowiekiem - jeżeli w takiej optyce będziesz tworzyć swoje treści, to co może pójść nie tak?
SuperTATA to dowód na to, że ojcostwo to proces pełen niespodzianek, który wymaga odwagi, autentyczności i otwartości na zmiany. Po dekadzie wirtualnych wyzwań Marcin udowadnia, że prawdziwe ojcostwo to nie perfekcja, ale ciągłe dążenie do bycia lepszym. Te 10 lat to nie tylko osobista podróż, ale także inspiracja dla innych rodziców, którzy zmagają się z codziennością. I choć trudno przewidzieć, co przyniesie kolejne dziesięciolecie, jedno jest pewne – SuperTATA będzie nadal dzielił się swoją historią, wzbogacając świat, jeden post na raz.
☕ Wesprzyj SuperTatę w dalszym tworzeniu stawiając kawkę tutaj!
Chcesz poznać więcej inspirujących historii? Śledź nasze profile na Facebooku i Instagramie, by być na bieżąco z nowymi wywiadami i nie przegapić niczego wyjątkowego!