Poznaj kogoś Suppi - Ola Jasianek

Zdjęcie posta

Ola Jasianek to głos kobiet, który wybrzmiewa w internecie z czułością i mocą. O przemocy, granicach i sile społeczności opowiada w poruszającym wywiadzie dla Suppi.

Ola Jasianek mówi głośno o tym, o czym wiele osób przez lata milczało. Na TikToku i Instagramie tworzy treści, które nie tylko wspierają, ale też edukują i dają realne poczucie wspólnoty. Jej droga nie była łatwa – przeszła przez przemoc, samotność i mozolne odzyskiwanie sprawczości. Dziś jest głosem kobiet, które dopiero uczą się mówić „nie”. W wywiadzie dla Poznaj kogoś Suppi opowiada o sile społeczności, stawianiu granic i tym, co dalej – bo Ola dopiero się rozkręca.

 

Na Twoich filmach słychać czułość, ale i mocne granice. Jak to robisz, że jedno nie wyklucza drugiego?

Ola: Jestem osobą bardzo empatyczną i zawsze taka byłam. Dopóki nie poszłam na terapię, zdarzało mi się wczuwać w emocje innych tak mocno, że stawiałam ich potrzeby ponad swoimi. Na terapii nauczyłam się, że empatia nie oznacza rezygnacji z siebie. Można być czułą, uważną i wspierającą, a jednocześnie dbać przede wszystkim o siebie i swoje relacje. Tylko wtedy nie „spalę się” pomagając innym.

 

Kiedy postanowiłaś być głosem kobiet w internecie? Czy to był długi proces, czy raczej poranek, w którym pomyślałaś "To jest ten moment"?

Ola: W latach 2017-2021 byłam w bardzo przemocowym związku. Jak w wielu domach, pandemia tylko pogorszyła sytuację, bo zostałam właściwie zamknięta w domu ze swoim oprawcą. Któregoś dnia zainstalowałam TikToka, choć długo się temu opierałam. Od razu zaczęłam nagrywać, bo od dziecka byłam aktywna w internecie. Na początku moje filmy nie były jeszcze tak otwarcie wspierające, bo sama byłam w ciągłym zagrożeniu.

Dopiero gdy udało mi się uwolnić z tej relacji, zaczęłam mówić głośniej i odważniej. To był dla mnie też powrót do siebie, do mocy, którą mi odebrano. Zawsze miałam w sobie ogromne poczucie misji. Doświadczałam przemocy już jako nastolatka i wtedy nie było nikogo, kto powiedziałby mi: „To nie twoja wina, spotyka to wiele osób i da się z tego wyjść”. Dziś ja chcę być tą osobą, głosem, który powie dziewczynom: „Da się z tego wyjść, nie jesteście same, macie wsparcie”.

 

Często używasz ironii i sarkazmu, żeby oswajać niewygodne tematy. Czy to naturalny filtr, czy świadoma decyzja, żeby nie moralizować?

Ola: To raczej naturalne. Na terapii żartujemy, że mam w sobie wewnętrzny tryb stand-upu. Ironia i sarkazm przez lata były moją tarczą i narzędziem — pomagały mi przetrwać, nie załamać się iść dalej, a dziś także łagodzić trudne tematy dla innych. Nie chcę moralizować. Zależy mi na uświadamianiu, pokazaniu rzeczywistości, zachęcaniu do refleksji i zrozumienia innych perspektyw.


Zdarzyło Ci się nagrać coś i potem dostać wiadomość typu: „Dzięki temu rozstałam się z gościem, który mnie gasił”?

Ola: Tak, coraz częściej dostaję takie wiadomości. Osoby piszą, że po moich filmach nazwały przemoc po imieniu, zgłosiły pobicia, gwałty czy wykorzystanie organom ścigania. Piszą, że pierwszy raz powiedziały rodzinie, co je spotkało. To ogromna odpowiedzialność, ale i zaszczyt być tą iskrą, która coś w kimś uruchamia. Pomagam też osobom w sytuacji nieplanowanej ciąży, kieruję do organizacji, dzielę się doświadczeniem, towarzyszę, kiedy tego potrzebują. Wiem, jak wygląda samotność w takich momentach i jak ważne jest usłyszeć: „Nie jesteś sama. Przejdziemy przez to razem”.


Internet Cię zna, ale nie „pożera” – masz wyraźne granice. Czy ich stawianie było trudne na początku?

Ola: Stawianie granic to jedna z najważniejszych i najtrudniejszych rzeczy, które przepracowałam na terapii. Przez lata moje „nie” nie było szanowane, więc właściwie przestałam go używać. Uczyłam się stawiać granice od zera, choćby odmawiając pani w sklepie, która pytała, czy może być mi winna grosika. Dla mnie to było jak trening mięśnia, który przez lata był nieużywany. Dziś to właśnie granice chronią mnie w internecie. Pokazuję dużo, ale na swoich zasadach i w zgodzie ze sobą.


Gdybyś mogła powiedzieć jedno zdanie wszystkim, którzy właśnie uczą się mówić „nie” – co by to było?

Ola: Twoje granice są ważne. Ucz się je stawiać krok po kroku i pamiętaj: ktoś, kto ich nie szanuje, stosuje wobec Ciebie przemoc.


W 24 godziny zebrałaś 10 tysięcy złotych dzięki społeczności. Co Ci dają takie momenty – poza realnym wsparciem?

Ola: To był ogromny szok, ale w pozytywnym sensie. Poza realnym wsparciem poczułam ogromną wdzięczność i coś ważniejszego: że to, co robię, naprawdę ma wartość. Że ludzie nie tylko oglądają, ale chcą się odwdzięczyć i pokazać, że to dla nich ważne. To daje mi siłę, gdy zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Społeczność, która wspiera, to dla mnie coś więcej niż liczby.


Masz już za sobą setki filmów. Który z nich był dla Ciebie najbardziej osobisty albo przełomowy?

Ola: Jeśli chodzi o moją historię, to chyba ten, który nagrałam z okazji miesiąca świadomości przemocy. Opowiedziałam tam o trzech historiach przemocy, której doświadczyłam. To był bardzo osobisty film. Czułam, że da wsparcie osobom, które – tak jak ja – doświadczyły przemocy więcej niż raz, z rąk więcej niż jednej osoby, w różnych momentach swojego życia i zaczęły się zastanawiać, czy to z nimi jest coś nie tak. A przecież to nie one są winne. Społeczeństwo wciąż zbyt często szuka winy w tych, którzy przetrwali, zamiast próbować dostrzec, jak bardzo powszechna jest przemoc i zadać sobie pytanie: dlaczego sprawcy czują się bezkarni?

Jeśli chodzi o historię, którą opowiedziałam w imieniu kogoś innego, to ogromnym przełomem była dla mnie historia Anity i jej syna Felka, czyli sprawa głośnego przerwania ciąży w Oleśnicy. Udało mi się wtedy pokazać prawdę. Bez sensacji, bez oceniania, z empatią i wrażliwością. Wiem, że dla wielu osób to był moment zmiany myślenia. To jest dla mnie sens tego, co robię.


Wrzucasz, gdy czujesz, czy wrzucasz, gdy trzeba „nakarmić algorytm”? Jak radzisz sobie z presją zasięgów przy tak osobistych treściach?

Ola: Wrzu­cam codzien­nie, bo tak sobie postanowiłam na 2025 i się tego trzymam. Nie czuję presji zasięgów, bo wiem, że to dziś po prostu rzeczywistość social mediów: jeden film zobaczy 100 tysięcy osób, inny milion. Mówię o ważnych, często trudnych tematach, więc oczywiście zależy mi, żeby dotarły jak najdalej, ale nie zniechęcam się, gdy tak się nie dzieje. Mam tak długą listę tematów, że zwyczajnie nie nadążam mówić o wszystkim, bo pracuję na etacie, w związku z czym czas na twórczość mam ograniczony.


Zaczynasz z czystą kartą. Jakie są Twoje kolejne kroki – prywatnie, twórczo, może też biznesowo? Co chcesz teraz budować?

Ola: Reklamodawcy nie walą do twórców takich jak ja drzwiami i oknami, bo jesteśmy uważani za kontrowersyjnych. Jeśli chcę zarabiać na tym, co robię, muszę liczyć na społeczność. Dlatego poważnie przymierzam się do Patronite i zakładam kanał na YouTube, gdzie chcę tworzyć dłuższe, bardziej pogłębione treści.

Prywatnie skupiam się na rozwoju i dbaniu o siebie, układaniu wszystkiego krok po kroku. Moim celem jest budowanie rozpoznawalności, bo do 30. roku życia chcę powołać fundację dla osób doświadczających przemocy, która będzie wspierać je kompleksowo. Zostały mi na to niespełna trzy lata, więc muszę i chcę działać intensywnie.
 

W internecie jest głośno – ale Ola nie krzyczy, tylko mówi odważnie, z serca, i zawsze w punkt. Pokazuje, że można mieć empatię i granice jednocześnie. Że wsparcie to nie lajki, tylko realna obecność. Że da się mówić o przemocy bez patosu i ironizować, nie bagatelizując. Ola nie czeka, aż coś się zmieni – działa. I chce budować coś większego.

 

☕ Wesprzyj Olę w dalszym działaniu stawiając kawkę tutaj!

 

Chcesz poznać więcej inspirujących historii? Śledź nasze profile na Facebooku i Instagramie, by być na bieżąco z nowymi wywiadami i nie przegapić niczego wyjątkowego!

Komentarze (0)