Poznaj kogoś Suppi - DIRTY HISTORY

Zdjęcie posta

Dirty History udowadnia, że historia to nie tylko daty i królewskie portrety, ale też krew, pot, miłość i gnój – czyli wszystko to, co czyniło (i czyni) ludzi prawdziwymi.

W ramach cyklu Poznaj kogoś Suppi zaglądamy dziś do świata, w którym historia przestaje być szkolnym ziewem, a zaczyna przypominać barokowy dramat z domieszką czarnego humoru i brutalnej szczerości. Dirty History – edukatorka alternatywna, twórczyni podcastu i video pełnych fascynujących szczegółów z przeszłości, które nie mieszczą się w podręcznikach – opowiada o swojej drodze, walce z algorytmami i niegasnącej potrzebie mówienia głośno o tym, co przemilczane. Bez cenzury. Bez pudru. Z pasją.

 

Skąd wzięła się potrzeba grzebania w tym, czego w podręcznikach nie ma? Co Cię najbardziej kręci w historycznym „brudzie”?

Karolina: Poza social mediami jestem nauczycielką w edukacji alternatywnej. Ten zawód niesie za sobą wręcz obowiązek ciągłego dokształcania się i zaglądania w te zakątki nauki, które nie sprzyjają dydaktycznemu ziewaniu. Podstawa programowa wymaga, aby przekazać młodzieży podręcznikowe fakty, ale nawet najlepsza historia bez kontekstu i pikantnych szczegółów nie zrobi furory – a powinna, skoro ma być zapamiętana!

Wyobraź sobie kawkę z psiapsi. Ona siada i beznamiętnym głosem facetki od histy komunikuje ci, że Kuba objął stanowisko prezesa. Okej, fajnie, ale co się za tym kryje?! Czy musiał kogoś zabić, żeby je zdobyć? Czy może osiągnął to przez łóżko? Czy Kuba ma romans z sekretarką? Jakich perfum używa? Jak wygląda
jego gabinet? Czy jego firma to pralnia pieniędzy? Czy wciąga koks pod stołem, że jest taki wydajny? Nie potrzebujesz informacji, a teatru, aby zapamiętać to na długo. Zapamiętywaniu towarzyszą emocje! I teraz przełóżmy to na historię, tę szkolną. Informacja w podręczniku: „Ludwik XIV, znany jako Król Słońce, był królem Francji w latach 1643-1715. Jego panowanie to okres absolutyzmu(…)”, bla, bla, bla. A co gdyby przy tym opowiedzieć ci, że jego Wersal nie tylko ociekał złotem, a uryną i fekaliami; że omawiał z podwładnymi strategię podczas dwójki na „tronie”; że miał tabun kochanek; że w jego perukach mieszkały wszy, lub że przyczynił się do tego, że kobiety zaczęły rodzić na leżąco? Zapamiętasz typa na całe życie. Gdy zaczynasz patrzeć w historii pod brudne paznokcie arystokracji, lub kopiesz
w gnoju za chatą pospólstwa, zaczynasz widzieć po prostu cuchnącą prawdę iautentyczność, ludzką i zepsutą. A nie jedynie posągi.

 

Twoje filmy na TikToku zbierały sporo zainteresowania, ale też – jak wspominałaś – algorytmy nie były łaskawe. Co było punktem zapalnym, który sprawił, że przeszłaś z TikToka do podcastu?

Karolina: Żeby było jasne – nie zrezygnowałam z TikTok’a (jeszcze). Dalej tam tworzę, ale muszę uważać, bo jestem o krok od całkowitego bana konta. Jeśli chcę mówić bez cenzury, muszę to robić w zaufanym gronie ludzi, gdzieś, gdzie nie ma ograniczeń w narracji – stąd Zakazany Podcast dla Patronów. Wiesz, kiedy edukujesz historycznie, cenzura jest dla ciebie bezlitosnabo niestety, historia jest brutalna i trzeba uważać na słowa. Nieważne, czy jedynie opowiadasz o życiu austriackiego akwarelisty dla uświadamiania czy dla analizy psychologicznej. Z marszu algorytm zarzuca Ci promowanie swastyki. Dostawałam bany za użycie obrazu w tle, na którym widoczny był miecz. Ściągano mi filmy, gdzie było widać jakiś zarys piersi na renesansowym obrazie. Myślałam sobie wtedy: „Ocenzurujmy Kaplicę Sykstyńską!”. Film o queerowych związkach na dworze wersalskim, w którym nie ma nawet pikanterii w sobie, a jedynie merytoryczne info – skandal. To powoduje, że opadają ręce, bo na fyp (for you page) widzisz miliony filmików patoinfluencerów, którzy są realnie szkodliwi. Moje filmy dostawały ograniczenia nawet bez dwuznacznej tematyki zawartej w nim. Chociażby film o rewolucji francuskiej, gdzie oszczędzałam brutalności. Kiedy do stworzenia merytorycznego filmu, pełnego informacji, ale i polotu poświęcasz całą dotychczasową wiedzę, wzbogaconą o dodatkowy research, setki źródeł, siedzenie nad książkami, do tego wysiłek związany z zebraniem tego w zgrabną pigułkę informacyjną; Nagrania, montaż i… cała ta praca idzie na marne, bo spotyka się ze ścianą polityki medium, w którym udostępniasz, bądź z tajemniczymi algorytmami, a w dodatku… robisz to wszystko za darmo – idzie się
bardzo szybko wypalić – szczególnie będąc takim człowiekiem renesansu jak ja, uzależnionym od uczenia się i przekazywania tej wiedzy innym, a w dodatku człowiekiem na wskroś wrażliwym. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że z edukowania ciężko jest wyżyć. Kiedy już miałam się poddać, wpadłam na pomysł ekskluzywnych treści tylko dla tych, którzy naprawdę chcą słuchać, i którzy chcą mnie w tym wspierać. Śmiałam się, że często dostawałam pytania od jakichś random gości w komentarzach: „kiedy założysz Only Fansa?” – no to założyłam. :D

 

„Brudne Historie” to nie tylko fakty – to także styl opowiadania. Jak znajdujesz równowagę między solidnym researchem a lekką, wciągającą narracją?

Karolina: To jak taniec między biblioteką a kabaretem. Najpierw zakopuję się w źródłach jak kret w archiwum - notatki, kroniki, czasem rękopisy. A potem filtruję to przez siebie - moje poczucie humoru, wrażliwość, złość, zachwyt. Zależy mi na tym, żebyś czuł* się jak przy kominku w zamku de Sade’a. Trzaskające iskry z drewna, kielich wina w dłoni, zapach dekadencji i czegoś podniecającego w powietrzu, a to wszystko dzieje się na Twoich oczach – dotykowo, zapachowo, obrazowo, totalnie zmysłowo. Historia musi być dobrze opowiedziana, inaczej zamienia się w spis inwentarza - jest wiele takich historycznych podcastów <ciarki żenady>. A ja chcę opowiadać tak, żebyś słuchał* w nocy, w łóżku, z otwartą buzią i myślał*: „serio? SERIO?”.

 

Który temat, który poruszyłaś, wywołał największe kontrowersje albo niespodziewaną burzę? Miałaś kiedyś moment: „czy ja to naprawdę powinnam wrzucać”?

Karolina: Odkąd polityka TikToka stała się tak nieprzychylna, jeśli chodzi o cenzurę, to już za każdym razem martwię się, że moja praca pójdzie na marne. Jednak nie jest to strach o odczucia odbiorców, bo ona są zawsze entuzjastyczne. Taka "obawa o burzę" – wybitną dramę jest zawsze wtedy, gdy postanawiam wrzucić coś, co dotyczy polityki (która jest nieodłączną częścią historii). Wtedy zawsze moje obawy kończą się na spodziewanych efektach. Wyzwiska w kontekście politycznym, „uczucia religijne”, patriotyczna duma, teorie spiskowe – to istny komediodramat. Społeczeństwo jest tak spolaryzowane, że niewiele im wystarczy, aby się pokłócić i pokazać zdumiewający brak kultury w komentarzach. Ostatnimi czasy tak właśnie oberwała historia Karla Marksa, merytoryczne wyjaśnienie różnic pomiędzy socjalizmem, komunizmem a marksizmem, a już na maxa – współpraca z książką
autorstwa prof. Przemysława Urbańczyka „Korzenie Polski”, która burzy Polakom obraz wielkiej katolickiej Polski od 966 roku. Często zamiast kubła zimnej wody dla słuchaczy, to ja dostaję wiadro pomyj na głowę za szerzenie bolesnych „kłamstw”. Ale mnie to nie boli, bo to ci ludzie tworzą mi zasięgi.

 

Czy było coś w historii, co nawet Ciebie zaskoczyło? Taki fakt, który przewrócił Twoje wyobrażenia o danej epoce lub postaci?

Karolina: Tak, choć nie tyle co odkrycie tego – a poznanie głębokich szczegółów danej epoki. Przez to, że pracuję z historią nie od dziś, a od dziecka się nią interesowałam, od dawna miałam pewną wiedzę. Jednak to grzebanie w źródłach za każdym razem zaskakiwało coraz bardziej. Że zamki i pałace nie były bajką Disneya, a zawszawionym, cuchnącym i dusznym koszmarem, w którym spalono by mnie na stosie. Że XVIII wiek był jeszcze bardziej wyuzdany i zepsuty, niż się spodziewałam. Ale też, że ludzie z przeszłości potrafili być bardziej nowocześni niż my dziś. Jak dawne są początki skincare, które dziś uznajemy za innowację. Że XVIII-wieczne kobiety pisały manifesty wolności seksualnej, że bycie queerowym było normalne nadworach królewskich, że antyczne społeczeństwa miały więcej przestrzeni na inność niż współczesne komentarze na Facebooku. To jest ten moment: „to my się cofamy?”

 

Brud, smród i ciemne zakamarki historii – ale wszystko podane w bardzo przystępny sposób. Jak wygląda proces tworzenia jednego odcinka? Od pomysłu po publikację?

Karolina: Najpierw iskra: jedno zdanie, anegdota, czasem jedno obrzydliwie fascynujące słowo (np. "lecznica z wrzątkiem i pijawkami"). Potem research: książki, źródła, artykuły, notatki i puls jak po trzech kawach, bo właśnie trwa moja obsesja. Pisanie scenariusza to jak flirt z przeszłością - muszę ją zrozumieć, zanim ją rozbiorę. Odcinek piszę przez kilka dni, wiecznie coś poprawiam. Potem nagrywanie - ja, mikrofon i duchy przeszłości – w środku jakieś uczucie niepokoju i ekscytacji. Często padają niecenzuralne słowa i duble, bo jestem perfekcjonistką do bólu, i u mnie wszystko musi brzmieć idealnie, jak w genialnym audiobooku. A potem montaż - wycinki tych ragepowerów, aby pozostawić tylko asmr narrację, publikacja i radosne czekanie, aż ktoś napisze: „Wow, znowu był tylko Twój głos i nic więcej. Totalnie czuł*m tę historię”.

 

Podcast daje Ci większą wolność, ale też wymaga więcej pracy. Jak wygląda Twoja relacja z mikrofonem – lubisz być sama z głosem, czy czasem masz ochotę wrócić do wideo?

Karolina: Więcej pracy, bo materiał w podcaście ma jakieś 45 minut, a nie 5 min na TikToku. To też zupełnie inna narracja. Niespieszna, obrazowa, budująca napięcie. Bez presji, że muszę się zmieścić w ograniczających minutach, że muszę zastanowić się nad hukiem filmu, który zatrzyma na chwilę świerzbiący od scrollowania kciuk. Tu mogę rozpieszczać słuchacza tyle, ile mi wystarczy sił. Nie muszę skupiać się nad tym, czy ładnie wyglądam w kamerze i denerwować się złym światłem. Mogę wyglądać jak siedem nieszczęść i zadbać tylko o dynamikę i ton głosu – to też świetny trening na relację ze swoim głosem, takie pochylenie się nad nim, aby wydobyć z niego to, co najlepsze. To jak z mitem o niewidomych, którzy mają wyostrzony słuch, ale może coś w tym jest. Poniekąd dlatego jest to łatwiejsze, niż ten kilkuminutowy film. Mikrofon to mój intymny sojusznik. Nikt mi się nie wpycha w kadr, nikt nie mówi „za głośno”, „za kontrowersyjnie”. Tu też słuchają mnie ci, którzy z premedytacją weszli do loży. Oni naprawdę chcą tu być. To buduje. Ale przyznaję – czasem tęsknię za błyskiem oka, za ekspresją, za spojrzeniem „czy ty też to właśnie usłyszał*ś?”. Tam też chyba przyciąga mój charakterystyczny wygląd – rude włosy. W wideo również mocno działa to, co wyświetlam na green screenie – obrazy, które pięknie dopełniają historię wizualnie. To nie jest duża wada, bo gdy mam czas – mogę barwnie opowiedzieć to, co słuchacz mógłby zobaczyć. Tak czy siak, nie zrezygnowałam z wideo. Jednak raczej tematy nie będą już wyczerpywane w filmach, a jedynie zajawką, która ma zaprosić po więcej. Tylko trzeba odważyć się otworzyć drzwi do „Zakazanego”.
 

Masz wierną społeczność, która Cię wspiera. Co dla Ciebie znaczy takie wsparcie? Czy to bardziej „motywator”, czy też rodzaj wspólnoty z Twoimi słuchaczami?

Karolina: Wiesz, jeśli ktoś docenia twoją pracę, to po prostu ci się chce – tu nie potrzeba
erudycji, aby to przyznać. Wciąż nie dowierzam, że w miesiąc udało mi się zebrać aż 32 Patronów! Spodziewałam się, że ktoś ulegnie intrydze, ale liczba ta przerosła moje oczekiwania. To bardzo budujące i łechta tę niegasnącą ekscytację, aby chodzić, gmerać, grzebać po kolejne tematy, aby dać im to, czego pragną. To jak mieć drużynę w podróży przez mroki dziejów. Oni są moją pochodnią. To nie tylko wsparcie finansowe – to fakt, że ktoś wierzy, że to, co robię, ma sens. Wspólnota ludzi, którzy też nie chcą czytać historii na sucho. Dla nich nie jestem tylko narratorką – jesteśmy razem w tej archeologii duszy. Każdy feedback z odczuciami, spostrzeżenia, propozycje nowych tematów to jak kolejna dawka powera. No cóż – po prostu wpadliśmy w to szambo razem! :D I teraz musimy żyć w tej zbiorowej histerii – ale jakże przyjemnej.

 

Gdybyś mogła zabrać swoich słuchaczy w jedną podróż w czasie – do jakiego momentu byś ich przeniosła i dlaczego właśnie tam?

Karolina: Do barokowego Wersalu! Ale nie tego z filmów – tylko tego, co śmierdzi, paruje, żyje.
Gdzie za kotarą królewskiej sypialni ktoś właśnie mdleje z gorąca, a w ogrodach szeptem ustalane są zdrady stanu. Chciałabym, żeby każdy usłyszał ten zgrzyt między iluzją a rzeczywistością. I żeby wyszedł z tego z pytaniem: „czy nasza współczesność też się tak pudruje?”. Swoją drogą Wersal współcześnie organizuje takie bale, wzorowane na barokowo-rococowy czas. Kto wie? Może kiedyś wszyscy się tam zabawimy? Coś czuję, że po całej tej narracji, jaką przyjęli słuchacze – będzie grubo.

 

A gdybyś mogła sama pogadać z kimś z historii – kim byłby ten „brudny bohater” Twoich opowieści? I o co byś zapytała jako pierwsze?

Karolina: Mam ich mnóstwo! Ale po moim ostatnim odcinku – zdecydowanie Markiz de Sade. Chciałabym go zaprosić na wino (i obserwować go bardzo ostrożnie), żeby zapytać: „Czy Ty naprawdę wierzyłeś, że wolność absolutna to orgia bez granic, czy to był tylko manifest przeciw hipokryzji epoki?” Bo może jego skandaliczne wizje to był jedynie lustrzany odwet dla świata, który uwielbiał grzeszyć po cichu, a karać głośno. Chciałabym wiedzieć, czy w jego okrucieństwie był teatr, czy tylko bezwstydna prawda o ludzkich pragnieniach. I czy. przypadkiem nie był jedynym, który odważył się powiedzieć na głos to, co inni
chowali pod peruką i modlitewnikiem. Być może ja robię to dziś?

Dirty History udowadnia, że historia to nie tylko daty i królewskie portrety, ale też krew, pot, miłość i gnój – czyli wszystko to, co czyniło (i czyni) ludzi prawdziwymi. Jej opowieści wciągają jak powieść, zostają w głowie na długo i budzą pytania o nasze dzisiejsze społeczeństwo. A jeśli chcesz, by takich twórców było więcej – wspieraj ich. Suppi to miejsce, gdzie możesz to zrobić bez prowizji, szybko i jednorazowo.
 

☕ Wesprzyj Karolinę stawiając kawkę tutaj!

 

Chcesz poznać więcej inspirujących historii? Śledź nasze profile na Facebooku i Instagramie, by być na bieżąco z nowymi wywiadami i nie przegapić niczego wyjątkowego!

Komentarze (0)